niedziela, 7 lutego 2021

Nie samym Black Powderem gracz żyje, czyli jak to "sharpy" na półwyspie wojowały

  


  Po dłuższym czasie ślinienia się do "Sharp Practice" w końcu udało mi się go spróbować.
Muszę powiedzieć, że zasmakował mi niezmiernie. Prawdziwy powiew świeżości i odprężenie plus mnóstwo zabawy z możliwościami kreowania fabuły którego nie spotkałem nigdzie indziej.
Zdecydowanie wejdzie u mnie na stałe do jadłospisu i na pewno też będą wszystkim gorąco polecał.
Tymczasem oddaję głos Rafałowi i zapraszam do lektury przygotowanej przez niego relacji z naszej potyczki.
...

  Misja, która miała na celu schwytanie hiszpańskiego szpiega, miała być prostym pokazem siły. Należało wejść do miasteczka Trevello, przeszukać kilka domów, rozbić parę głów i wrócić do garnizonu ze szpiegiem uwiązanym do powroza.
Niestety, jak zawsze w tym cholernym kraju, nigdy nic nie jest proste - pomyślał sierżant Rigal. Od ośmiu lat służył we francuskiej armii a od trzech prowadził do boju swoich woltyżerów. Kiedy przyszły rozkazy o wymarszu do słonecznej Hiszpanii, wszyscy w jego pułku wiwatowali, bo cóż może być lepszego od ciepłego słońca i gorących dziewczyn, które zostaną "uwolnione" z rąk tych parszywych poganiaczy kóz i bydła. Rzeczywistość okazała się zgoła inna, nikt nie chciał tu Francuzów a wyrazem tego był ciągły opór na każdym kroku a w przypadku Trevello nie miało być inaczej.
 
Panorama Trevello

Podejście do miasta odbyło się dość sprawnie, drogą do centrum podążały kolumny dwóch grup grenadierów a tuż za nimi trzy grupy fizylierów. Grupa woltyżerów Rigal'a wraz z kolejną miały wejść do miasta z prawej flanki. 
- Dalej chłopcy, musimy doskoczyć do zabudowań zanim te pastuchy zorientują się o co nam chodzi! - poganiał swoich ludzi Rigal
 
Francuzi na przedmieściach Trevello.

  W tym momencie z centrum miasta odezwała się pierwsza salwa bitwy. Jak się później miało okazać to hiszpańscy fizilieros zajęli wschodnią część rynku miejskiego a za cel obrali sobie kolumnę grenadierów, którzy nie ustępowali w swoim marszu. Rigal zdawał sobie sprawę, ze zapewne i on sam stanie się celem ataku, miał nosa do takich spraw. I tym razem jego instynkt go nie zawiódł, choć miał nadzieję, że stanie się dopiero jak jego ludzie dobiegną do zabudowań. 
- Piechota!!! - krzyknął jeden z żołnierzy z pobliskiej grupy lekkiej piechoty.
W tym samym czasie z pomiędzy huku wystrzałów kolejnej salwy z centrum miasta w grenadierów, Rigal, usłyszał piskliwy krzyk Hiszpana wydający rozkaz do strzału. Z za niskiego muru, ciągnącego się wzdłuż drogi, wychyliło się kilka głów zwieńczonych wymyślnymi wysokimi kapeluszami. Zaraz potem mur spowił kłąb dymy, oznaczający tylko jedno, salwa. Palba skierowana była do drugiej grupy woltyżerów, strat nie było ale jeden z żołnierzy nerwowo zanurkował na kolana.
 
Hiszpańscy Tiralieros zajęli dogodną pozycję za murem.

- Szybciej chłopcy, musimy dobiec do zabudowań! - wydarł się sierżant Rigal.
Dowodzący drugą grupą lekkiej piechoty, kapral Cerfbeer, zatrzymał swoich ludzi i odpowiedział ogniem do hiszpańskiej piechoty za murem. Na co Hiszpanie odpowiedzieli kolejną palbą ale tym razem ostrzelano grupę sierżanta Rigala. Kule świsnęły za wysoko ale jednak jedna z nich doszła celu. Szeregowy Beaulne, młody chłopak, dostał prosto w czoło, śmierć bezbolesna i szybka. Ciekawe czy chłopak chociaż usłyszał tą kulę - pomyślał Rigal.
- Dalej do środka, przeszukamy ten dom a potem ostrzelamy tych kozodojów z okien! - rozkazał sierżant
Bitwa rozgorzała już na dobre, z centrum miasta, na rynku, doszło już do pełnego starcia, grenadierzy rozwineli szyk i odpowiedzieli ogniem w ochotniczy odział fizilieros. Szyk Hiszpanów wręcza zafalował, gdy zaraz po pierwszej salwie przyszła kolejna po której padło pięciu ludzi. Sierżant dowodzący grenadierami warknął na swoich podwładnych i wszyscy w równym szyku ruszyli do szarży. 
Jules Rigal, nie uważał się za tchórza, w wielu potyczkach udowodnił to sobie, jak i swoim ludziom, co nie zawsze spotykało się z ich aprobatą. Docierając do drzwi, Rigal z impetem kopnął w nie praktycznie wyłamując je z zawiasów. Tandeta - pomyślał - jak wszystko w tym kraju. Kiedy wpadł do środka wraz ze swoimi ludźmi, rozległ się krzyk i chaos, niczym w kurniku jego dziadka kiedy wpadł do niego lis. 
 
Woltyżerowie wdarli się do ratusza miejskie

Dom, był ładnie przystrojony z dużymi sofami, wszędzie biegały młode dziewczyny w lekkich sukienkach, było ich zbyt dużo jak na jedną rodzinę. 
- Rozproszyć się, szybko przeszukać wszystkie pomieszczenia. Musimy znaleźć tą kanalię! - rzucił sierżant.
Sam podszedł do okna na wschodniej stronie budynku aby sprawdzić co się dzieje na zewnątrz. Po prawej widział lekką piechotę ostrzeliwującą ich siostrzaną grupę woltyżerów, za to po lewej widok był wręcz porażający. Jules zobaczył jak formacja grenadierów dobiega do formacji Hiszpanów, która była już dość mocno obita. Hiszpański dowódca wymachiwał szablą a stojący obok chorąży ewidentnie drżał ze strachu. Starcie było bardzo brutalne, jak to zawsze było u grenadierów, niemniej jednak tym razem to grenadierzy się złamali. Na wszystkie świętości - pomyślał Jules - jak to możliwe, poganiacze bydła ustali dwie salwy i szarżę grenadierów? Pobita francuska piechota wycofała się w uliczkę którą weszła na rynek, mijając się z fizylierami, dowodzonymi przez porucznika Edgara Deschanel'a to on miał teraz przejąć inicjatywę w przejęciu miasteczka.
 
Starcie francuskich grenadierów z Hiszpanami.




Hiszpańscy fizilieros, pogromcy grenadierów, postanowili wycofać się do pobliskiego domu w obawie przed morderczymi salwami od nowoprzybyłych na rynek francuskich posiłków. Niemniej jednak nie oznaczało to oddania pola, ich miejsce zaraz zajęła rozpędzająca się grupa hiszpańskich lansjerów. Ubrani w pstrokato czerwone kurtki z kapeluszami z wielkim rondem, wyglądali pokracznie, ale długie lance nadawały im zadziornego charakteru co nie wróżyło dobrze. 
Porucznik Deschanel, pośpiesznie rozwinął formację w linię i wypalił do kawalerii ściągając z koni dwóch jeźdźców. Niestety nie starczyło to do załamania się grupy i lansjerzy wbili się w szeregi fizylierów. Walka, bez przygotowania, z frontalnym atakiem konnicy to nigdy nic dobrego. Konskrypci zawsze dostają za swoje - pomyślał Rigal - widząc odwrót swoich krajan. Porucznik robił co mógł aby utrzymać w ryzach swoich ludzi ale nie dało się ukryć że będzie miał dużo pracy aby ogarnąć poobijanych ludzi.

 
Hiszpańscy garrochistas sposobią się do szarży na francuskie centrum.

W tym momencie do sierżanta Rigala podbiegł gruby facet wykrzykujący coś po hiszpańsku, energicznie gestykulując tylko denerwował sierżanta. Zaraz za nim podszedł szeregowy Genest.
- Sierżancie, nie ma go tu, przeszukaliśmy oba piętra - zameldował szeregowy.
- Dobra, zajmijcie pozycje przy oknach i ostrzelajcie tych jeźdźców na rynku bo chyba też potrzebują chwili aby się przeorganizować po walce. 
- Sierżancie, burdel... to burdel jest - oznajmił ze szczerym uśmiechem szeregowy.
- Jeśli któryś pomyśli teraz czymś innym niż głową to sam mu tą część ciała odetnę! - ryknął Rigal.
Upewniwszy się że do wszystkich w grupie dotarło, że nie czas na "sercowe" podboje, Rigal spojrzał jeszcze raz na rynek. Tam porucznik, o którym sierżant nie miał najlepszego zdania, bezradnie poganiał ludzi i ustawiał ich do szyku. Hiszpańska konnica potrzebowała jeszcze chwili aby uformować się do kolejnej szarży, dodatkowo z za ich pleców kolejna grupa lekkiej piechoty ostrzelała fizylierów porucznika co jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. 

Garrochistas pokonali francuską piechotę, ponosząc jednak spore straty.


- Merde!!! - krzyknął Rigal - Musimy tam wyjść albo rozniosą naszych w pył! Szykować się sukinsyny, wychodzimy przed budynek i ostrzelamy tą konnicę a jeśli będzie trzeba to nadziejemy ich na nasze bagnety.


Tymczasem do ataku szykowali się już woltyżerowie.


Kierując się do wyjścia, sierżant, w złości wymierzył potężny cios w twarz grubasa, jak się okazało właściciela domu rozpusty, który wciąż nie przestawał wykrzykiwać i gestykulować. Facet zwalił się na podłogą a jego twarz zalał krew.
- Za mną chłopcy!
Po wyjściu na zewnątrz grupa woltyżerów wypaliła do konnicy zabijając kolejnych dwóch co wprowadziło zamieszanie a dowódca ewidentnie nie panował nad koniem. 
- Na bagnety!
Rynek w Trevello nie należał do dużych, zwykłe 40 metrów szerokości ale takie "krótkie dystanse" zawsze okazywały się najdłuższymi w życiu. Grupa woltyżerów, przebiegając po otwartym palcu, mając po swojej prawej flance lekką piechotę, przed sobą w domu grupę fizilieros, przy akompaniamencie świszczących kul, dobiegła do swojego celu. Grupa czterech jeźdźców, nadal próbowała ustawić szyk pośród ciał zabitych francuskich i hiszpańskich piechurów, co na pewno nie ułatwiało zadania. Rigal, na chwilę przed atakiem, zagwizdał na palcach tak jak uczył go dziadek. Stara sztuczka nie zawsze działała, zwłaszcza na wyćwiczone konie prawdziwej kawalerii ale prze sobą miał prostych ludzi na pospolitych koniach a walce z jeźdźcem przyda się każda przewaga. Gwizd spłoszył dwa konie, z których jeden jeździec spadł na bruk po czym został szybko dźgnięty bagnetem szeregowego Genest'a. Reszta konnych została szybko powalona na ziemię i zabita a ich konie rozpierzchły się po miasteczku. Dowódca zamachnął się na Rigal'a ale ten łatwo sparował cios muszkietem. Widząc że jeździec wysunął nogi ze strzemion, Rigal dźgnął konia co spowodowało ze wierzchowiec stanął dęba a Hiszpan zleciał głośno na ziemię. 
  




Tak jak na chwilę przed pierwszym strzałem tej bitwy wiedział, ze zaraz on nastąpi, tak teraz wiedział również że bitwa jest przegrana. Hiszpanie zajęli budynki, z których prowadzili bardziej lub mniej skuteczny ogień. Zdobycie takich małych "twierdz" to proszenie się o śmierć. Rigal i jego ludzie, którzy w walce z konnica nie stracili nikogo wiedzieli zę zaraz zostaną obrani za cel i dlatego sierżant nakazał odwrót w zachodnią część miasta, gdzie ciasne uliczki dadzą osłonę do pełnego odwrotu.
- Co z nim sierżancie - szeregowy wskazał na ewidentnie ogłuszonego lidera jeźdźców - dobić go? 
- Bierzemy go ze sobą, nie złapaliśmy szpiega ale może on coś wyśpiewa.
- Wygląda jak jakiś arystokrata - zauważył Genest.
- Arystokrata?! - zdziwił się Rigal - Przecież on na pewno jest w połowie Maurem!
No to tyle. 
Krótki ale barwny epizod z bitwy. 
Spotkanie odbyło się we wrocławskim sklepie Bolter wśród pięknych makiet. 🙂
Dzięki za grę Rafał, teraz musisz odbić tego porucznika 😛

2 komentarze:

  1. Podajcie proszę rozpiski sił biorących udział w tych zmaganiach.
    I trochę mechanicznych info typu ile to punktów ile tur itp.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, myślę, że w Sharp Practice to nie do końca tak działa. Zagraliśmy z ustaleniem na 50 pkt, ostatecznie wyszło bodaj po 46 na stronę. Standardowa gra jest w okolicach 60, ale woleliśmy zacząć z niższego pułapu bo z racji nici fabularnej spodziewamy się uzupełnień i wzmocnień w toku kampanii.
    Rozpiskę można wziąć z podręcznika, można z grupy twórców lub fanowsko tworzonych rzeczy, można rozpiskę stworzyć samemu w oparciu o podane statystyki. Tak długo jak kierujesz się kodeksem dżentelmeńskim wszystko jest ok, bo gra pozbawiona jest elementu napinki. I właśnie to w niej jest tak urokliwe i odświeżające.

    OdpowiedzUsuń